WYSTARTOWALISMY!
Sami nie do konca wierzymy, ze podjeta wczesniej decyzja sie urzeczywistnia.
Siedzimy teraz w samolocie i pijac whisky, popijajac herbata, zagryzajac prince polo, myslimy o tym, ze zaraz trzeba bedzie wziac plecak i ruszyc w camino.
Grzes zaluje, ze nie bedzie mogl na zywo ogladac wizyty Trumpa w Polsce... Marcin utwierdza sie w przekonaniu, ze woli czysta,
a kupno cytrynowki na lotnisku wcale nie bylo glupim pomyslem (zawsze to jakas lekcja na przyszlosc).
Marta z Justyna,jak to na pobozne niewiasty przystalo, rozkminiaja uwarunkowania emocjonalne przed, w trakcie i po spowiedzi...
Grzes (ktory juz na camino byl)wie po co idzie... Chce spotkac siebie i Boga.
W sumie racja... Najpierw odnajdujemy siebie, a potem Boga, ktory jest w nas. Pozostala "trojca" pozostaje w blogiej nieswiadomosci
i czeka, czym Bog ich zaskoczy (pomijamy fakt, ze Justyna szuka meza).
Z pewnoscia kazdemu z nas towarzyszy ciekawosc i otwartosc na to, co Pan Bog nam przygotowal, choc oczywiscie mamy swiadomosc, ze moze to byc trudne, a prawda o nas samych, czesto boli najbardziej,
to jednak tej prawdy oczekujemy.
Mamy swiadomosc, ze taka droga jest meczaca, a kiedy pojawia sie trud i zmeczenie, na twarzy zamiast make up'u jest pot i kurz,
to wszystkie ( a przynajmniej wiekszosc) maski opadaja. Czy bedziemy potrafili sie wtedy wlasnie takimi kochac i akceptowac? (Odpowiedz na to pytanie przeslemy pozniej, kiedy juz zaczniemy sie nawzajem soba irytowac, co niewatpliwie nastapi, ale poki co, trwamy w podjaraniu i zyczyliwosci{chwilo trwaj wiecznie}).
Wrzucamy zdjecia z przygotowan(ktorym konca nie bylo) lotniska i samolotu (Alpy robia wrazenie z gory i z dolu).
J&M
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz