piątek, 7 lipca 2017

Dzień 3 - pierwszy cały dzień pielgrzymowania

Brak nam slow... Tego nie da sie wyrazic.
Jestesmy w uroczym sredniowiecznym miasteczku, ale dotarcie do niego bylo dramatyczne.

Najpierw przebiegalismy przez most kolejowy, na ktory oczywiscie piesi nie mieli wstepu.





Okazalo się, pociagi jednak jezdza czesciej niz co 3 minuty... Pomijamy fakt, że wcześniej 2 razy się zgubiliśmy.


Marcin - wybawca pobiegl niczym raczy  jelen, lekko jakby przed chwila zgubil poroze, do owoego pieknego miasteczka w ktorym teraz jestesmy zająć nam miejsce w albergue.
 Marcin znow BRAWO TY!
 Miasteczko nazywa sie Santiliana del Mar, jakby kto pytal.


To miejsce zapiera dech w piersiach. Czujemy sie, jakbysmy sie przeniesli w czasie(poza tym, ze jest hiper turystyczne i drogie, chociaz moze w sredniowieczu tez bylo drogo...?) Co jest tu ciekawego?  Maja tu kielbase, ktora smakuje, jakby byla wygrzebana spod ziemi... Na obiedzie Marcin zrobil takie podsumowanie smaku tutejszego jedzenia...
-Kurcze... nie pomyslalem, zeby zostawic sobie wina na popicie drugiego dania. Prawda - Smak tego dania byl tak dziwny, ze  zastanawialismy sie czy ta kielbasa jest tak luksusowa, czy tak zepsuta... A Grzeskowi do teraz siedzi ciecierzyca, ktora miala posmak zgnilego oleju z kawalkami plastiku...


Przechodzac do tematow bardziej naboznych, (nie myślcie że u nas tylko jedzenie i catarsis i tak w kółko) bo ilez mozna gadac o pierdolach?

Bylismy na hiszpanskiej Mszy. Ksiadz  nie mowil po angielsku, a my nie mowilismy po hiszpansku. Piekne jest jednak to, ze kiedy glosi sie Ewangelie, bariery jezykowe, kulturowe, czy kazde inne, schodza na dalszy plan.





W drodze mielismy okazje posluchac krotkiej konferencji, ktora wyglosil nam Grzegorz. Konferencja byla o powolaniu Mateusza. Czyli odnosila sie  do dzisiejszej Ewangelii. Jakie mamy z niej wnioski? Takie, ze  Bog patrzy na czlowieka z miloscia, nawet wtedy, kiedy czlowiek na samego siebie nie umie tak spojrzec. Jesli czlowiek prosi Boga o doswiadczenie milosci, to Bog z ta miloscia  przyjdzie. Tak jak zawolanie papieza Franciszka (kto chce niech sobie sprawdzi).
Konczymy na dzis pisanie i opowiadanie, co u nas. Mamy nadzieje  (A na pewno Justyna ma taka nadzieje) ze jutrzejszy dzien uda sie nam przetrwac...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz