wtorek, 25 lipca 2017

Dzień 20 - do Santiago zostało...

Tup tup. Kolejny dzień tupania w stronę Santiago. Dzisiaj znośny odcinek.
Wydaje się nam, że jesteśmy w innej przestrzeni czasowej, dopiero co wylatywaliśmy z Warszawy, a zostało nam już tylko 86km do Santiago. Tu czas płynie inaczej. Wstajesz z samego rana, idziesz i szukasz albergue,cieszysz się, że udało Ci się go znaleźć(albo frustrujesz się, że się nie udało i idziesz dalej) robisz pranie, jesz, uczestniczysz w Mszy Świętej, odchodzisz do swojej samotni i robisz podsumowanie dnia i idziesz spać... I tak w kółko dzień po dniu.
Wczoraj pisaliśmy, że boimy się o stan zdrowia Marty. Jak się okazało, słusznie się martwiliśmy. Marta w nocy i w ciągu dnia miała gorączkę, dzisiejszy odcinek przeszła na nogach, ale jutro będzie jechać caminową taksówka.
Jedzie z nią krem czekoladowy więc mamy nadzieję, że jej samotność będzie chociaż trochę wypełniona słodyczą.
Dziś świętowaliśmy św. Kingę. Kto jej nie zna niech poczyta w brewiarzu :)
Camino (jak już wcześniej nie raz i nie dwa była o tym mowa) zmusza do refleksji(oczywiscie jesli ktos tego chce) A refleksje można podjąć nad wszystkim. My staramy się wybierać nabożne tematy więc zatrzymujemy się np. nad Ewangelią.
Dzisiejsza uczy nas, że wiara nie wypływa ze znaków i cudow, ale znaki i cuda wypływają z wiary. Wiara rodzi się ze słowa. Czyli mówiąc krótko - Chcesz uwierzyć- zacznij słuchać, a nie szukaj znaków.
 Justyna stwierdziła, że często w jej życiu towarzyszy pokusa szukania znaków, wtedy wszystko wydaje się być prostsze, pojawiają się obietnice "jak mi Boże dasz znak, to dopiero uwierzę, ale to tak uwierzę,że aż się zdziwisz" a Bóg myśli inaczej. I dobrze. :-)


Po drodze spotkaliśmy pasterza, który zaganiał owce do zagrody. Na oko było ich ok 100. Pasterz najpierw biegł otworzyć bramę, potem biegł za owcami które pognały tłumnie w zupełnie innym kierunku żeby w końcu zaprowadzić je w bezpieczne miejsce, gdzie mogły skubac trawę. Przez cały czas pasterz był bardzo konkretny i stanowczy, miał długą  laske, która zaganiał owce, ale żadnej nie uderzył. Nieźle się nad tym namęczył chłopina.
Pomyśleliśmy, że Bóg z nami też czasami ma dużo roboty. Żeby doprowadzić nas tam gdzie ON CHCE,  a nie tam gdzie nam się na dany moment widzi. Nie używa siły w stosunku do nas, ale chyba naprawdę musi mieć dobrą kondycję bo chyba sporo musi biegać za nami i machać kijem żebyśmy nie wpadli pod duchowego tira.


Z przemyśleń aktualnych... Leżymy już w łóżkach w albergue i chyba są tu pchły... Grzesiek dementuje te pogloskę mówiąc, że jego nie gryzą, ale albo się przyzwyczaił i nosi je ze sobą, albo pchły się zreflektowały, bo za każdym razem kiedy to pogryza, mają kaca... DOBRANOC :-)


3 komentarze:

  1. ❤️ Kochani, napiszcie jak Marta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, jest juz dobrze. Juz nie mam goraczki. Sytuacja opanowana. Dziekujemy za Twoja troskę! Pozdrawiamy.

      Usuń