piątek, 14 lipca 2017

Dzień 9 - no pain - no glory

Pożegnaliśmy sie z Oviedo, przechodząc jeszcze raz koło Koscioła Najswietszego Zbawiciela.



Wyszliśmy w lekkim deszczu.
Było ciężko. Pod górę, a potem znów pod górę. Można to streścić obrazem, który wisiał  w albergue do ktorego doszlismy.








Apropo albergue :) w Asturii są tańsze, mają kuchnie i supermercado w pobliżu, więc już powoli kończy nam się burżujstwo (ufff...). Poniżej zdjęcie z ugotowanego przez nas osobiscie obiadu :D




Grzesiek powiedział, że po camino wszystko się zmienia... Na zawsze. Że nawet jeśli po powrocie do domu wpada się z powrotem w swoje schematy, to doświadczenie stąd przebija się bardzo silnie. Inaczej patrzy się na życie, na relacje, na siebie. 



Dostajemy pytania czemu wczoraj nie ukazal sie post. Juz tłumaczymy. Marta, która publikuje posty byla niedsponowana. Znów bylo catarsis... i ból brzucha. Okropny ból brzcha. Podejrzanym sprawcą calego zamieszania jest prawdopodobnie kalina, ktora udawala porzeczkę... Marta wzięła ja do buzi, stwierdzila, że to czerwona porzeczka smakująca jak czarna po czym pospiesznie ja wyplula.. Wszystkie objawy, ktore miala, z podanymi w internecie zatrucia kaliną sie zgadzaja... Zatem zamiast pisac z resztą i publikować bloga zwijala sie w bolach i meczarniach... 

Poza tym Justyna pozarla się z Marcinem i jej nie smakował. Tak jak Marcie porzeczki.


1 komentarz:

  1. Tez Sie zastanawialam dlaczego nic nie bylo. Wasze posts czytam jadac rano do pracy. Mam nadzieje ze Marta czuje Sie lepiej. Trzymajcie sie, nie chorujcie I piszcie. Przesylamy moc sily I Dziekujemy ze Sie z nami dzielicie Waszymi przezyciami. Kosciol nahswietszego Zbawiciela naprawde Piekny. Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń