niedziela, 23 lipca 2017

Dzień 19 - takie jest camino

Po przejściu ok 20 km doszliśmy do albergue. Doświadczyliśmy tu pewnej nowości, mianowicie, doszliśmy jeszcze przed otwarciem i mogliśmy ustawić nasze plecaki w pięknej kolejce.

Jak pozniej sie okazało, na niewiele to się zdało bo kolejka bardzo szybko się przerotowała i musieliśmy odstać swoje, aby dostać pieczątkę i przydział łóżka. Ludzi sporo. W jednej sali jest ponad 5o łóżek, stoją w niewielkich odległościach od siebie, co tworzy klaustrofobiczny nastrój, a niskie piętra na łóżkach mogą niejednemu pielgrzymowi zostawić pamiątkę w postaci guza na głowie.


Poranek zaczął się od kłótni, ale niech to pozostanie w tajemnicy naszej czwórki. Jak to Grzesiek mówi "Takie jest camino" podobno kłótnie są tutaj normalne.
Zostało nam 100 km. do Santiago. Okazało się,
że nie tylko Justyna ma odciski na stopach , ale dziś przebiliśmy też jednego u Grześka. Stopy Justyny i stopy Grześka diametralnie się od siebie różnią. Justyna ma skórę delikatną jak dziecko, Grzesiek ma stopy jak Frodo :-) przebicie bąbla prawie osiągnęło rangę operacji.
Dla Grześka był to pobożny dzień, dużo szedł sam... Machnął 4 różańce.
Dzisiejsza Ewangelia dawała po kościach. Zmuszała każdego, kto chciał się przy niej zatrzymać, do refleksji nad swoją pobożnością, kontra grzesznoscią. Bóg jednak w pierwszym czytaniu bardzo konkretnie pokazuje, że każdy z nas ma szansę i możliwość nawrócenia.
Dawno nie było o jedzeniu :-)
Dziś niedziela, ale trafiliśmy na otwarty sklep. Chłopaki dokupili zatem 2 puszki z breją z soczewicy, w sumie były więc 4 puszki (2 kupiliśmy wczesniej i Grzesiek dzielnie je niósł w swoim plecaku {plecak był naprawdę ciężki}) Kiedy to ugotowali, stwierdzili, że nawet na ich możliwości jest tego zdecydowanie za dużo.


Dziewczyny zjadły lazanie z hermetycznie zamkniętych opakowań. Jedno i drugie danie nie należało do lekkostrawnych, istnieje zatem obawa, że w nocy oprócz popularnego smrodu pielgrzymów(niektórzy są naprawdę śmierdzielami) bedzie unosił się też inny odór wydobywający się z czeluści ludzkiego wnętrza.
Powodem zmartwienia jest Marta, a raczej jej ból brzucha i obawa żeby nie rozwinęło się to w coś bardziej uciążliwego...
Jutro kolejny dzień marszu, a pojutrze czeka nas bardzo trudny dzień, z dużym podejściem. Niektórzy z nas już patrzą w przyszłość i są odrobinę przerażeni. Ale trzymamy się zdania. "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" (Flp4,13)


2 komentarze:

  1. ❤️☀️❤️🍀 Jestescie niesamowite. Oby tylko Marta Sie nierozchorowala . Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń