poniedziałek, 10 lipca 2017

Dzień 6 - ja też jestem w drodze

Dzisiejszy dzien zaczal się  wczesnie.  Budzik zadzwonił o 5:15 chociaż ostatecznie przekonał nas do wstania dopiero o 5:25.
Poranek był trudny. Nie mieliśmy jedzenia, wczoraj była niedziela i sklepy pozamykane. Ten poranek był więc marszem na czczo.   Chociaż w pewnym momencie chłopaki się zlitowali i Marcin wydobył z plecakowych czeluści 2 snickersy i 2 rogaliki, które Marta i Justyna zjadły z wielkim zapałem. Kilka km. później zatrzymaliśmy się na normalne sniadanie.
Dzisiejszą drogę można określić słowami znanej pieśni religijnej "Po górach dolinach"



Rano podejście było naprawdę męczące, na mapie kropka naszej lokalizacji praktycznie stała w miejscu. Te ciągle schodzenie i wchodzenie albo wchodzenie i schodzenie owocuje konkrentnym odczuciem, że w łydkach mamy coś więcej niż kości i tłuszcz. Jeszcze trochę i naprawdę uwierzymy, że mamy mięśnie.




Dzis jest tteż ten dzień w ktorym pożegnaliśmy sie z Cantabrią, a weszliśmy do Asturii. 




Szliśmy w miarę konkretnym tempem a do miejsca noclegowego dotarliśmy o 13:30. Naszym oczom ukazał się piękny niebieski (jak dom Muminków) albergue. Bulismy spokojni bo jest w nim 130 miejsc. Jakież było nasze zaskoczenie, zdziwienie, poirytiwanie,  rozżalenie,  smutek, rozczarowanie,  zniechęcenie etc. kiedy Pani z uśmiechem na twarzy powiedziała nam jedno słowo "COMPLETO" spojrzelismy na siebie i niektórym przeszła myśl, że może w takim razie w ogóle nie opłaca się kłaść spać, tylko lepiej od razu ruszyć dalej, to wtedy jest jakaś szansa na to, że dojdziemy do planowanego albergue i będziemy mogli w nim spać... Pomysł z niespaniem nie spodobał się nikomu (łącznie z tymi, którzy go mieli) zatrzymaliśmy się zatem w pensjonacie i myślimy jak wielkimi burzujami jesteśmy skoro ciągle śpimy w naprawdę dobrych warunkach (choć prysznic w tym pensjonacie jest mniejszy niż klatka dla świnki morskiej).
Naszym obiektem wewnętrznych i zewnętrznych pytań są... PIENIĄDZE. Zdecydowanie wydajemy więcej niż planowaliśmy i wcale nie chodzi o to,  że szastamy kasą  na prawo i lewo, ale zmuszają nas do tego zaistniałe sytuacje.
W listę wydatków Justyna może dziś  wpisać... buty. Jej stopy są w fatalnym stanie. Kiedy zmiana obuwia na sandały nie zadziałała, stwierdziliśmy, że trzeba kupić nowe, dobre buty do chodzenia (choć te które miała nie były złe, ale chyba już swoje wysłużyły) pan w sklepie okazał się  bardzo miły i pomocny, nie wiadomo czy miał tak mało klientów, że jak nas zobaczył to naprawdę czuliśmy się przez niego zaopiekowani,  czy miał to po prostu we krwi, jednak rabat jaki dał na buty, wskazują na to drugie. Ciekawym doświadczeniem dla wszystkich był też wybór tych butów. Justyna nie miała możliwości dobrze ocenić amortyzacji butów więc przymierzyła je, sprawdziła czy są dobre, a o resztę pytała Martę(na szczęście mają podobne rozmiary więc decyzję mogły podjąć razem) Oprócz  tego że mamy podobne rozmiary, to obydwu nam się podobały właśnie te buty. :)

Chyba dość często mówimy o jedzeniu...
Dziś danie dnia wygrała Justyna. Zamówiła kurczaka... dostała gotowaną  kapustę z czosnkiem. Liście były duże, jak na gołąbki... może zabrakło im mięsa? Dobrze że na drugie zamówiła dorsza i dostała to, co chciała. Posiłki były naprawdę smaczne (gdyby do tej kapusty dali schabowego to i ona byłaby super, swoją drogą jak można podać samą kapustę?!)

Dzisiejszym tematem do zastanowienia (pewnie przyczyniło się do tego poszukiwanie miejsca do spania) były troski dnia codziennego. W normalnym życiu nie myślimy nad tym czy po powrocie z pracy, będziemy mieli gdzie spać, czy po drodze będzie sklep żeby kupić jedzenie... Pomogła nam w tym opowieść o eremicie który mieszkał bardzo skromnie, w sumie to nie miał nic swojego. Przyszedł  do niego turysta z plecakiem Wypchanym rzeczami na drogę i z wielkim zdziwieniem zapytał czemu ten eremita tak skromnie żyje. Usłyszał pytanie "Co masz w plecaku?" Odpowiedział  więc że on jest w drodze, ma mało rzeczy, wziął to, co jest mu najpotrzebniejsze, eremita odpowiedział "Ja też jestem w drodze".

A jak to jest z nami? W drodze padały już pytania "Po co mi ten aparat?" albo "Po co mi ta ładowarka solarna" W naszych głowach pojawiają się trudne pytania. To chyba dobrze...

2 komentarze:

  1. Kochani mam nadzieję ze się nie poddajecie!! Trzymam za was mocno kciuki 😊😊 i z śledzę wasze dalsze dni przygody ☺ uważajcie na siebie!
    Ula

    OdpowiedzUsuń
  2. Kochani, trzymajcie sie. Dziekujemy jeszcze raz ze wszystko opisujecie, idziemy kazdym krokiem z Wami. pozdrawimy.

    OdpowiedzUsuń