poniedziałek, 17 lipca 2017

Dzień 13 - Ona jest wszędzie

Dzień lekkiego odpoczynku. Marta dochodzi do siebie po naprawdę ciężkim zatruciu, powoli wprowadza do diety normalne jedzenie, a nie tylko sucharki. Jednak nie miała siły iść na swoich nogach więc pojechała pociągiem. Justyna pojechała razem z nią, żeby Marta nie czuła się samotna, poza tym po ostatnich perypetiach, Bóg jeden raczy wiedzieć, czy Marcie nie była by potrzebna pomoc.
To są te trudniejsze odsłony camino... Lecisz do Madrytu i wyobrażasz sobie, że będziesz dzielnie szedł/szła, że nogi będą boleć, ale dasz sobie z tym radę, nie spodziewasz się chorób, a jeśli nawet to takie, z którymi świetnie sobie poradzisz, myślisz o tym że będzie podobnie jak na pielgrzymce do Częstochowy ( :-D ) że zrobisz 35 km. dziennie i przyjdziesz uśmiechnięty na nocleg, że poradzisz sobie z tym że coś/ktoś Ci się nie podoba i przejdziesz ponad tym...
A Bóg pokazuje, że jest zupełnie inaczej. Że Twoje nogi nie dają rady i musisz podjąć decyzję skrócenia odcinka do 12 km, że niewiadomo skąd, łapie Cię choroba i nie masz siły kiwnąć palcem, a co dopiero chodzić po górach, że czasami możesz i chcesz iść, ale ktoś inny nie daje rady i zadajesz sobie pytanie co powinieneś zrobić i czego chce od Ciebie w tej sytuacji Bóg, czy masz iść bo to przecież Twoje camino, czy zostać, bo jesteś komuś potrzebny, choćby podróż była w milczeniu.
Wydaje się, że w takich sytuacjach camino pokazuje się w całej swojej krasie. Kiedy przestajesz patrzeć na Santiago, a patrzysz na camino, na dzisiejszy dzień i na to co on ze sobą niesie. Łatwo jest obrać sobie cel i za wszelką cenę do niego dążyć. Na drodze mijamy takich, którzy robią po 50km dziennie. Z jednej strony pięknie, z drugiej, czy to właśnie o to chodzi? To są dni boksowania się ze swoimi odczuciami, emocjami, wyobrażeniami. Dni odkrywania siebie w bardzo konkretnych sytuacjach i Boga 0becnego w tym wszystkim w sposób bardzo subtelny i delikatny.
Np dzisiaj poszliśmy na plażę. Wyobrażaliśmy sobie takie plaże, jakie widzieliśmy wcześniej, jednak tu jest zatoka i niedaleko jest port, woda zimna i nie jest taka błękitna jak wcześniej, choć to przecież ten sam ocean, piasek jest ciemny, ostry i mało przyjemny. Nie ma błękitnego nieba, jest ciepło, nawet bardzo, ale nie jest mega słonecznie. Jest inaczej, ale czy to znaczy, że gorzej?



Pomijając teraz te górnolotne przemyślenia. Chłopaki mają dzisiaj w nogach 17 km.




Niby niewiele, ale jednak trasy porównywalne do tatrzańskich więc mieli prawo się zmęczyć. Widzieli jelenia(ciekawe czy prawdziwego, czy każdy z nich spojrzał na drugiego i każdy miał prawo stwierdzić, że widział jelenia ;-) )
Przechodzili obok 13 wiecznej figurki Matki Bożej. Ona jest wszędzie, obecna we wszystkich momentach życia. Dziś jak chcesz dojść do Jezusa to tylko przez Maryję.



Modlitwy odbywały się dziś hurtowo. Msza + Po Mszy brewiarz ( W który wchodziły nieszpory, godzina czytań, godzina w ciągu dnia) wszyscy kiwali głowami, nie z zadumania nad bogactwem Słowa, ale ze zmęczenia i chęci snu...
Kolacja wymagała dziś od nas dużo cierpliwości. Wszystkie bary (które nie odrzucaly swoim wygladem) były zamknięte.





Czekaliśmy więc i koniec końców wybraliśmy bar, w którym menu nie pokrywało się z naszymi upodobaniami) zjedliśmy zupę rybna(była naprawdę smaczna) na drugie Marcin zamówił szynkę z ziemniakami i jajkiem sadzonym, a cała reszta rybę z frytkami. Wydaje się nam, że z tego obiadu nikt nie wyszedł zawiedziony.


3 komentarze:

  1. You gain strength, courage, and confidence by every experience. You are able to say to yourself, 'I lived through this, I can take the next thing that comes along.' Trzymajcie Sie jeszcze tylko pare dni, dacie rade choc widzimy jaki to trud. Pozdrawiamy. ☀️

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, dziękujemy Ci że idziesz z nami!

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu, dziękujemy Ci że idziesz z nami!

    OdpowiedzUsuń